Drugi krok Anonimowych Alkoholików:
„2. Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowy rozsądek”.
Większość mojego dorosłego życia uważałam się za ateistkę. Twierdziłam, że religia to opium dla ludu. Szydziłem z wiary i obrzędów uważając to wszystko za przeterminowane gusła.
Wierzyłam w naukę, w organoleptyczne poznawanie rzeczywistości. Myślałam, że jedynie człowiek ma władzę nad własnym losem. Że sam pojedynczy człowiek może kreować świat samym tylko myśleniem i działaniem opartym na logice.
Jedynym racjonalnym wyjściem jest kierować się racjonalnym rozumem.
I rozum zaprowadził mnie wprost w objęcia nałogu alkoholowego na dwadzieścia pięć długich lat.
Ja, pijana, racjonalna alkoholiczka doprowadziłam się na skraj przepaści i w wieku czterdziestu lat stanęłam nad własnym grobem. Bardzo łatwo już wtedy było zrobić ten ostatni krok naprzód. Wystarczyło opróżnić kolejną butelkę.
Nałóg alkoholowy pozbawił mnie wolnej woli. Nie było w tym ani grama racjonalizmu, był za to obłąkany pęd ku samozagładzie. Bo żadne moje logiczne postanowienia, przysięgi składane samej sobie i innym nie były w stanie zatrzymać mnie na tej równi pochyłej, po której zjeżdżałam.
Alkoholizm to choroba ciała i duszy. Dlatego żadne skupianie się na ciele za pomocą rozumu nie ma prawa zadziałać na dłuższą metę. Przez to zapijałam. Logiczny mózg nie generuje emocji, one pochodzą z serca. Błędnie więc było zajmowanie się tylko połową problemu, kiedy ta druga potrzebowała mojej opieki bardziej.
Chore, wyolbrzymione emocje trudno uleczyć za pomocą jakiegokolwiek chciejstwa. Tutaj nie chodzi o działanie, lecz czucie.
A czuciem zajmuje się Siła większa ode mnie. Wierzę teraz, że istnieje coś, co jest niematerialne. Jakaś moc, która pomaga podnieść się z klęczek. Jakaś dłoń, ktora jest zawsze wyciągnięta do pomocy. To, że wcześniej nie wierzyłam w Boga wcale nie oznaczalo, że On nie wierzył we mnie.
Metafizykę uważałam za gusła i przesądy. Nie wierzyłam w Siłę sprawczą pochodzącą z góry. I znowu, jak w wielu innych sprawach, myliłam się.
Nie trzeba było zrobić wiele. Wystarczyło dopuścić do siebie myśl: a może jednak? Nie uwierzyć od razu, jedynie poczuć lub w jakikolwiek sposób zwizualizowac sobie to światło, które potrafi zmieniać, dawać nadzieję.
Tylko tyle.
Bo sama w sobie za pomocą racjonalnego umysłu nie byłam w stanie tej nadziei wygenerować.
Twardo trzymałam się ślepej wiary, że ja sama wszystko ogarnę, naprawię, posprzatam i będzie kolorowo. W tym nie było nic zdroworozsądkowego. To wszystko było tylko magicznym myśleniem pijanego człowieka, który próbuje się uchwycić czegokolwiek, ale jego dłoń za każdym razem trafią w próżnię.
Ja alkoholiczka nie byłam w stanie zarządzać własnym nałogiem. Zatrzymanie go okazało się poza moimi możliwościami. Za każdym razem, kiedy postanawialam sama zrobić porządek z moim piciem, lądowałam z powrotem z ręką w nocniku.
Upadałam wiele razy. Podnosiłam się i znowu upadałam. Uparta jak zwykle, walczyłam z nałogiem i ciągle przegrywałam. Wiele czasu upłynęło zanim zrozumiałam, że w tym temacie kozaczenie nie daje żadnych rezultatów. Odzyskanie zdrowego rozsądku zawsze znajdowało się poza zasięgiem mojego racjonalnego myślenia. Bo kiedy człowiekowi całymi dniami wywala tak dużo emocji, nie jest on w stanie myśleć rozsądnie i tyle. Emocje zawsze go pokonają i znowu pójdzie się napić.
I to właśnie latami przytrafiało się mi.
Dopóki nie pomyślałam, że może świat ma rację, a ja się mylę tkwiąc w moim uporze.
Przyszło mi nagle na myśl, że jeśli wiara istnieje od zawsze na całym świecie, to może jednak coś w tym jest. Od początku istnienia człowiek zawsze czuł obecność czegoś większego, mistycznego. Im bliżej natury i prymitywizmu, tym to uczucie było mocniejsze. Dlaczego więc ja upierałam się przy innej wizji? Bo jak we wszystkim bałam się po prostu puścić władzę. Powiedzieć, że potrzebuję pomocy i pomodlić się o nią. Zaprosić Siłę większą ode mnie do mojego życia. Prośby o pomoc zawsze uważałam za słabość. Zmiany zaczęły się dopiero wtedy, kiedy zrozumiałam, że w proszeniu jest moja siła, nie niedoskonałość.
Wszystko straciłam już wcześniej, więc tak naprawdę nie miałam nic do stracenia. Z braku innych możliwości pomyślałam, że może sens naprawdę istnieje tam, gdzie ja go nie dostrzegam.
Daleko poza racjonalnym myśleniem i wiarą we własną sprawczość.
Uwierzyłam, że Siła większa ode mnie może przywrócić mi zdrowy rozsądek. Bo przecież w tej wierze nie było nic do stracenia. Na początku uwierzyłam racjonalnie.
A potem poczułam, że nie jestem sama.
A potem poczułam niewyobrażalną ulgę, że już nie muszę sama walczyć z całym światem i moją chorobą. Mogę liczyć na pomoc i wsparcie.
Wystarczy uwierzyć.
Poczuć i przyjąć.
Walka naprawdę staje się łatwiejsza, kiedy można się na kimś lub na czymś oprzeć.
Nie zabieraj sobie tej możliwości. Ja jestem z Tobą i wspieram Cię.
Wsparcie zmienia wszystko.
A wiara przenosi góry.
„I zaraz mogłem pieszo do Twych świątyń progu
Iść za zwrócone życie podziękować Bogu.
A. Mickiewicz – Pan Tadeusz.
Dziękuję. Kocham Cię. Ubuntu.
👉Od kieliszka do przebudzenia – historia kobiety, która przestała pić.
👉Wsparcie zmienia wszystko. Moja droga przez terapie uzależnień, mitingi AA i duchowe przebudzenie.

