Tu jestem. Granice to nie mur, to światło.

„Będę mówić to co chcę
O tym co wciąż boli mnie
Krzyknę prosto w oczy ci
Ból syf dusi mnie.”

O.N.A. – Rośnie we mnie gniew.

Kiedyś myślałam, że miłość to oddanie wszystkiego.
Że im bardziej dam, tym bardziej zasłużę.
Że bycie dobrym człowiekiem oznacza rezygnację z siebie.
Że cisza w relacji to pokora, a nie sygnał, że ktoś przestał słuchać.

Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że brak granic to nie miłość, tylko rozproszenie.
Że można tonąć w cudzych emocjach i nawet nie zauważyć, że już dawno nie oddycham swoim powietrzem.
Że można mówić tak tysiąc razy, i wciąż czuć się pusta.
A potem przychodzi moment, kiedy dusza zaczyna krzyczeć: wróć do siebie.

Dziś wiem, że granice nie są murem.
Są światłem, które mówi: tu jestem.
To nie odgradzanie się, tylko świadome ujęcie własnej energii w ramy, żeby mogła płynąć.
Bo światło bez granic się rozprasza.
A ja nie chcę już być rozproszona.

Granice to miłość w praktyce.
To mówienie nie wtedy, gdy ciało mówi nie.
To oddech między cudzym żądaniem a moim spokojem.
To wybór ciszy, gdy ktoś próbuje wymusić hałas.

Zaczynam czuć, że ktoś przekracza moje granice, zanim jeszcze padną słowa.
Ciało wie pierwsze.
Ramiona się napinają, oddech robi się płytki, głos wewnętrzny milknie.
Czuję, że moja energia zaczyna się kurczyć, że coś we mnie maleje.
To nie jest złość — to sygnał alarmowy duszy.
Wtedy już wiem, że jeśli nie zatrzymam tej fali, rozleje się po mnie wszystko, co nie jest moje.

Czasem reaguję od razu.
Innym razem jeszcze próbuję zrozumieć, usprawiedliwić, wytłumaczyć sobie cudze intencje.
To stara wersja mnie, ta, która zawsze chciała, żeby było dobrze.
Ale z każdym dniem uczę się, że granica nie wymaga tłumaczenia.
Że wystarczy czuć swoje nie, nawet jeśli drży głos.

Zrozumiałam też, że moje granice nie są przeciwko nikomu.
One są dla mnie.
Dla mojego ciała, które zbyt długo napinało się przy każdym muszę.
Dla mojego serca, które wreszcie może bić w swoim rytmie.
Dla mojego ducha, który potrzebuje przestrzeni, żeby się rozszerzać, a nie kurczyć.

Z perspektywy duszy granice są święte.
To sposób, w jaki miłość chroni siebie samą.
To świadomość, że mogę być częścią całości, a jednak pozostać sobą.
Że mogę być w jedności, ale nie w symbiozie.
Że moja energia ma prawo do swojego rytmu.

Ale prawda jest taka, że nie zawsze to łatwe.
Że czasem, gdy postawię granicę, czuję ból.
Czasem ktoś odchodzi, ktoś się obraża, ktoś przestaje rozumieć.
I wtedy przez chwilę czuję porażkę — jakbym coś zepsuła, jakbym zawiodła.
Bo przez lata wierzyłam, że harmonia to brak konfliktów, a nie ich prawdziwe rozwiązanie.

Kiedyś chciałam wtedy krzyczeć: pieprz się, milcz, giń.
To było jak ogień, który nie miał gdzie płynąć.
Dziś już nie muszę.
Dziś wystarczy, że powiem: dosyć.
Nie w złości — w prawdzie.
I odchodzę w ciszy.

Teraz wiem, że ten ból to nie porażka.
To uzdrawianie starego schematu, który kazał mi rezygnować z siebie, żeby ktoś inny mógł być spokojny.
Granica zawsze coś kończy. Ale kończy tylko to, co już nie rezonuje.
A to, co prawdziwe, zawsze zostaje.

Kiedy stawiam granicę, czasem płaczę.
Nie ze złości, tylko z ulgi.
Bo odzyskuję kawałek siebie, który zbyt długo był w cudzych rękach.
I choć ten moment bywa bolesny, wiem, że każda granica to akt odwagi.
To wyznanie: kocham siebie na tyle, by już się nie umniejszać.

Czasem Wszechświat testuje te granice.
Przez ludzi, którzy je przesuwają.
Przez sytuacje, które sprawdzają, czy wciąż pamiętam, kim jestem.
I wtedy przypominam sobie:
granice to nie agresja, tylko przejaw świadomości.
Granice nie wymagają obrony – gdy są prawdziwe, wystarczy być w swojej częstotliwości.

Kiedy mówię nie z miłością, Wszechświat odpowiada mi tak.
Bo już nie daję z pustki.
Nie udowadniam. Nie tłumaczę się.
Po prostu jestem.

Granice są teraz moim rytuałem.
Codziennym aktem szacunku do siebie.
Cichym ruchem dłoni, która nie odpycha – tylko otacza światłem to, co chce chronić.

I czuję, że to właśnie w granicach zaczyna się wolność.
Bo dopiero wtedy mogę naprawdę kochać – z pełni, nie z braku.
Z obecności, nie z lęku.
Z ciszy, która nie potrzebuje hałasu, by była słyszana.

„Jeden krok w ciszę,
granice jak ślad w piasku —
zostaję sobą.”

Mojacisza.com

Namaste.

👉O.N.A. – Rośnie we mnie gniew.

👉Medytacja – Przebudzenie energii życia.

👉 Masz PRAWO mówić swoją prawdę!!!

👉Pdejdz do okna.

Dodaj komentarz