„Głowa spuszczona w dół
Palec i ekran to Twój Bóg
Nie chcesz dotykać gwiazd
Nie bawi mnie martwy świat”
Witek Muzyk Ulicy
Zanurzam się w zieleń. Moje stopy toną w wilgotnej porannej trawie, a ja zdaję sobie sprawę, że tutaj, w przyrodzie, mogę zawsze znaleźć swoją siłę.
Każde miasto kończy się w którymś momencie, a idąc dalej można odkryć to, co prawdziwe. Naturalnie piękne, dające moc kontaktu z czymś ponadwymiarowym. W lesie nie ma plastiku, nie ma bilbordów, knajp, restauracji i galerii handlowych. Mogę tam pobyć sama ze sobą i nic mnie nie rozprasza. Jedynie śpiew ptaków. Jedynie szum lisci.
Tam nie ma ludzi biegnących przed siebie bez opamiętania po kolejną rzecz, której tak naprawdę nie potrzebują. Nikt nie wciska mi nowego telefonu i wakacji w Tajlandii all inclusive z barem pełnych drinków w tle.
Na łonie natury prestiż życia znika, a zostaje sama prawda.
Prawda o tym, że nie chcę być już więcej marionetką konsumpcjonizmu. Nie kupię bardziej wypasionego auta i większego telewizora. Wieczorem nie usiądę na sofie napychając się czipsami i bełkotem kultury masowej. To już nie dla mnie.
Nie karmię Matrixa swoją energią.
Wiem, gdzie jest mój Bóg. Słyszę go w szelescie lisci i pukaniu dzięcioła. W szumie morza. Widzę go w ogrodzie pełnym dojrzewających warzyw. Czuję dotykiem ziemi pod palcami. W objęciu drzewa.
Kiedyś, w poprzednim pijanym życiu też chciałam mieć zamiast być. Dobra materialne stawiałam ponad wszystko inne. Kupowałam rzeczy, które były mi niepotrzebne za pieniądze, których nie miałam. Tylko po to, żeby poczuć się chociaż przez chwilę osobą zaspokojoną. Ale kto szuka spokoju w zewnętrznym świecie, znajdzie w nim tylko chaos i pozory.
Przewijałam fejsbuki, oglądałam reklamy i też chciałam być taka, jak ludzie, których tam mi pokazywano. Zadowoleni, szczęśliwi, bogaci, zaradni, w wypasionych furach i z nową cud dietą. Z kieszeniami wypchanymi tabletkami mającymi im pomóc ogarnąć wszystko bez pracy i wysiłku.
Kiedy przestałam pić i zaczęłam pracę nad sobą zrozumiałam, że to wszystko nie jest mi potrzebne. Żaden nowy gadżet nie sprawi, że poczuję się naprawdę szczęśliwa. To tylko chwilowe złudzenie, magiczne myślenie, że kiedy wejdę wyżej drabiny społecznej, poczuję spokój i spełnienie. Pustka wewnętrzna w jakiś cudowny sposób zamieni się w spełnione, bogate, szczęśliwe życie.
Na pokaz.
Przestałam oglądać wiadomości. Zignorowałam reklamy i posty pokazujące mi sztuczne życie sztucznych ludzi, wykreowanych przez wirtualną rzeczywistość po to, żebym poczuła brak i próbowała zapełnić go materializmem. W nadziei, że dzięki temu pokocham swoje życie, swoje ciało i swoje emocje. Tak długo, jak tkwiłam w tej bańce, nie potrafiłam ruszyć do przodu. Nie wyobrażałam sobie, że można prowadzić pełne, wartosciowe życie bez drogich sprzętów i zapychania głowy karastroficznymi wiadomościami. Nagle zdałam, sobie sprawę, że posiadam mnóstwo rzeczy, które są mi całkowicie niepotrzebne. Zbierałam, bo inni zbierają, gromadziłam, bo inni też to robili. Bo nauczono mnie, że moja wartość jest wprost proporcjonalna do stanu posiadania.
Gdzie w tym wszystkim jest człowiek? Tkwi nadal w swoim bólu i cierpieniu, samotny i nieszczęśliwy. I nie ma znaczenia, czy siedzi na modnej kanapie w salonie swojego wypasionego domu, czy na krawężniku przed monopolowym. Cierpienie jest dokładnie takie samo.
I żadna rzecz pochodząca z zewnątrz nie jest w stanie ukoić jego cierpienia.
Ukojeniem jest pracą nad sobą i swoimi emocjami. Kontakt z naturą. I ręka drugiego człowieka, który pojawia się nie po to, żeby brać, tylko żeby dawać moc. Żeby otworzyć swoje serce zamiast lodówki. Pomilczeć wspólnie. Iść przed siebie w zgodzie i harmonii osoby, która zrozumiała, że miłość się mnoży, jeśli się ją dzieli. Że każdy człowiek jest ważny po prostu dlatego, że jest. Że prawda może mieć wiele twarzy, a światło powinno pochodzić z wnętrza człowieka, nie z telewizora.
Idę przed siebie boso, zanurzając się w prawdziwy świat. Biegnę w życie. Biorę ze świata to, co mnie rozwija. Omijam wahadła odbierające mi energię.
Buduję mosty zamiast murów.
„W szkole nosi piątki tylko ten, co chce powtarzać
A ja szukam takich ludzi, którym chce się świat naprawiać”.
Witek Muzyk Ulicy”
Dziękuję. Kocham Cię. Ubuntu.
👉Witek Muzyk Ulicy – Głowa spuszczona w dół.
👉Najtrudniejsza rola to zagrać samego siebie.
👉Jestem prawdziwa. O akceptacji siebie i uzdrawianiu emocji.
👉Kiedy maski opadają – o wstydzie, sile i trzeźwieniu.


„„Głowa spuszczona w dół
Palec i ekran to Twój Bóg
Nie chcesz dotykać gwiazd
Nie bawi mnie martwy świat”- Bardzo mocne. Ten fragment już ze mną zostanie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba